Polska kupi mnóstwo nowoczesnej broni. MON zapowiada rekordowe wydatki
Bartosz Witoszka
Tomasz Mileszko
W najbliższych latach polskie siły zbrojne urosną niczym na drożdżach. Ostatnie miesiące to przecież niezwykle intensywna działalność MON, który niemal taśmowo podpisywał umowy na dostawy nowego uzbrojenia. O skali zbrojeń naszego wojska niech świadczy również fakt, że w 2023 r. przeznaczymy na ten cel rekordową sumę niemal 100 mld zł! Sprawdźmy, na co wydamy tak ogromne pieniądze.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy polskie Ministerstwo Obrony Nardowej zapowiedziało wiele transakcji związanych z zakupem nowego sprzętu dla armii
- Polska znajduje się aktualnie wśród liderów pod względem wydatków na zbrojenia – w 2023 r. przeznaczymy na ten cel rekordowe 3 proc. PKB, czyli ok. 97 mld zł.
- Wśród najważniejszego sprzętu, jaki trafi do Polski, MON wymienia m.in. czołgi Abrams i K2, samoloty F-35 oraz system rakietowy Patriot
- Więcej takich tematów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Według założeń NATO państwa członkowskie paktu mają przeznaczać na obronność przynajmniej 2 proc. swojego PKB, zatem w przyszłym roku nasz kraj wyrobi 150 proc. tej normy, poinformował minister Mariusz Błaszczak podczas przemówienia w Sejmie:
W praktyce oznacza to, że w 2023 r. wydamy na zbrojenia niemal 97 mld zł, co jest absolutnym rekordem w historii naszej armii. Będzie to także ogromny skok względem wojskowych wydatków z tego roku, które mają się zamknąć w sumie ponad 57 mld zł.
Polska i jej wydatki na obronność na tle innych krajów
Pod względem wydatków na armię jesteśmy aktualnie na 18. pozycji w ujęciu ogólnoświatowym, a próg 2 proc. PKB przeznaczanych na obronność wśród krajów NATO przekroczyło w 2021 r. (łącznie z Polską) osiem krajów.
- Grecja – 3,59 proc.;
- USA – 3,57 proc.;
- Polska – 2,34 proc.;
- Wielka Brytania – 2,25 proc.;
- Chorwacja – 2,16 proc.;
- Estonia – 2,16 proc.;
- Łotwa – 2,16 proc.;
- Litwa – 2,03 proc.
Dalsza część pod materiałem wideo:
Jak widać, Polska jest w czołówce, jeśli chodzi o wydatki na obronność, a w przyszłym roku zapewne jeszcze podskoczymy w tej klasyfikacji. Warto też dodać, że nawet kraje, które w 2021 r. nie osiągnęły progu 2 proc. PKB, planują modernizację. Niemieckie Ministerstwo Obrony (1,49 proc. PKB na armię w 2021 r. roku) zapowiedziało przecież ogromną modernizację swoich sił zbrojnych, na którą wyda 100 mld euro. Być może część tej kwoty pójdzie np. na ultranowoczesny czołg KF51 Pantera. A jaki sprzęt Planuje zakupić Polska? Poznacie go lepiej w poniższej galerii.
>> Zobacz także: MacGyver byłby dumny. Jak Ukraina dostosowuje zachodnią broń
1/15 Pojazd minowania narzutowego Baobab-K
Huta Stalowa Wola S.A.
Nad rozwiązaniem tym pracuje Huta Stalowa Wola na zlecenie Ministerstwa Obrony. Baobab-K to tzw. pojazd minowania narzutowego pozwalający na rozstawienie min przeciwpancernych na dużym obszarze bez konieczności ingerencji całego oddziału saperów. Wyrzutnia montowana na ciężarówce pomieścić może maksymalnie 600 min, a załoga składa się z raptem dwóch osób.
Przy prędkości jazdy od 5 do 20 km na godz. konstrukcja jest w stanie stworzyć pole minowe o łącznej długości 1,8 km. Współrzędne poszczególnych ładunków przesyłane są do systemu, a załoga pojazdu może na bieżąco obserwować wielkość obszaru pokrytego minami za pomocą monitora znajdującego się w kokpicie. W górnej części Baobab-K zamontowane są natomiast wyrzutnie grantów dymnych, które pozwalają zamaskować pojazd.
2/15 Bojowy Pływający Wóz Piechoty Borsuk
Huta Stalowa Wola S.A.
Huta Stalowa Wola odpowiada również za produkcję Bojowego Pływającego Wozu Piechoty Borsuk, który aktualnie jest w fazie testów. Pojazd ten jest w stanie przewieźć do dziewięciu żołnierzy (trzy osoby załogi i sześciu piechurów z pełnym wyposażeniem) oraz zapewnić im ochronę przed ostrzałem z broni palnej (karabiny, pistolety itp.), ładunkami wybuchowymi czy granatnikami przeciwpancernymi.
Uzbrojenie Bojowego Pływającego Wozu Piechoty Borsuk składa się z armaty kal. 30 mm, karabinu maszynowego kal. 7,62 mm i podwójna wyrzutnia pocisków przeciwpancernych. Oprócz tego granty dymne do maskowania swojej pozycji, system przeciwpożarowy i modułowy pancerz.
3/15 Czołg Abrams M1A2
Karolis Kavolelis / Shutterstock
Amerykańskie czołgi Abrams M1A2 w najnowszej wersji SEPv3 to jedna głośniejszych inwestycji MON-u w ostatnich miesiącach. Mówimy o łącznie 250 maszynach, a do końca 2022 r. do Polski trafić ma ich 28. Kontrakt wart 23 mld zł ma na celu unowocześnić polskie siły pancerne, które w dużej mierze opierają się na niemieckich czołgach Leopard 2.
Co potrafi ten sprzęt? Czteroosobowa załoga ma do dyspozycji gładkolufowe działo M256A1 kal. 120 mm oraz trzy karabiny maszynowe (jeden kal. 12,7 mm i dwa kal. 7,62 mm). W terenie czołg Abrams M1A2 może osiągnąć prędkość 40 km na godz. przy maksymalnym zasięgu 200 km. Na drodze wygląda to lepiej – prędkość na poziomie 67 km na godz. oraz 425 km zasięgu.
4/15 Śmigłowce AW149
InsectWorld / Shutterstock
Innym szeroko komentowanym zakupem są śmigłowce wielozadaniowe AW149, które produkowane są od 2009 r. przez włoskie przedsiębiorstwo Leonardo (dawniej AgustaWestland). Ten statek powietrzny jest w stanie latać z prędkością przelotową 287 km na godz. na maksymalną odległość 950 km. Polska chce zakupić 32 takie śmigłowce, których uzbrojenie składa się z karabinu maszynowego kal. 12,7 mm, działka kal. 20 mm oraz wyrzutni pocisków kierowanych i niekierowanych. Oprócz tego wewnątrz maszyny zamontowano dwa karabiny kal. 7,62 mm, a sam śmigłowiec może przewozić maksymalnie 19 osób.
5/15 Bezzałogowe systemy poszukiwawczo-uderzeniowa Gladius
MON
System Gladius, rozwijany przez polską firmę WB Electronics, to współpracuje ze sobą rozwiązania mające na celu wyszukiwanie oraz ewentualne niszczenie celów naziemnych. O tym zestawie składającym się z drona kamikadze (amunicja krążąca) i centrali kierowania ogniem Topaz poinformował na początku maja minister Błaszczak. MON chce zakupić cztery pakiety tych urządzeń.
6/15 System rakietowy M142 HIMARS
U.S. Department of Defense
Te nowoczesne wyrzutnie będą wsparciem dla naszej artylerii rakietowej. Polska chce zakupić łącznie 500 zestawów M142 HIMARS, które staną się częścią 80 baterii systemu Homar. Pojedynczy pojazd (5-tonowa ciężarówka kołowa z opancerzoną kabiną) jest w stanie przenosić sześć rakiet GMLRS (Guided Multiple Launch Rocket System) lub jeden pocisk balistyczny MGM-140 ATACMS o zasięgu do 300 km.
7/15 Bezzałogowy system powietrzny WIZJER
Drony wchodzące w skład systemu WIZJER, opracowane przez Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych i produkowane we współpracy z konsorcjum złożonym z Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz Wojskowych Zakładów Lotniczych w Łodzi i w Bydgoszczy, trafić mają na wyposażenie polskiej armii w latach 2024-2027. Pierwsza dostawa obejmować ma 25 bezzałogowców, a całe zamówienie to sto pojazdów wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym. Wartość kontraktu to 174 mln zł brutto, a same statki powietrzne mają pozwolić na skuteczne wykrywanie celów na ziemi, co umożliwić ma bardziej precyzyjne prowadzenie ognia (np. przez artylerię). Zasięg takiego drona to 35 km, a czas, jaki może spędzić w powietrzu, "przewyższa trzy godziny".
8/15 Myśliwce F-35 Lightning II
Andreas Zeitler / Shutterstock
Kolejny głośny kontrakt o wartość to 4,6 mld dol. dotyczy zakupu amerykańskich supernowoczesnych myśliwców F-35 Lightning II. Polska podpisała umowę na dostawę 32 maszyn, jednak jak na razie żadna z nich nie pojawiła się w naszych siłach powietrznych. Aktualne plany zakładają, że otrzymamy pierwsze statki powietrzne w 2029 r., co – trzeba przyznać – jest dość odległą datą.
F-35 Lightning II mają zastąpić wykorzystywane aktualnie przez Polskę radzieckie samoloty MiG-29 i Su-22. Maksymalna prędkość tego amerykańskiego statku powietrznego to 2,25 tys. km na godz. (Mach 1,8), a jego pułap to 15 km. Podstawowym uzbrojeniem myśliwca jest pięciolufowe działko GAU-12 kal. 25 mm. Oprócz tego F-35 Lightning II jest w stanie przewozić bomby (kierowane, niekierowane, kasetowe) oraz pociski powietrze-ziemia i powietrze-powietrze.
9/15 Czołgi K2 Czarna Pantera
Polskie siły pancerne wzmocnią także koreańskie, nowoczesne czołgi K2 Czarna Pantera. Za 180 czołgów K2 wraz z dodatkowymi pakietami zapłacimy 3,37 mld dol., a same czołgi trafią do Polski w latach 2022-2025.
K2 czarna pantera jeden z najnowszych czołgów znajdujących się obecnie w aktywnej służbie, do której wszedł w 2014 r. Głównym uzbrojeniem maszyny jest działo 120 mm, które dzięki wydłużonej konstrukcji zapewnia pociskom większą precyzję i siłę przebicia pancerza. Czołg korzysta także z automatycznego systemu ładowania, dzięki czemu dysponuje większą szybkostrzelnością niż konkurencja. W sumie K2 może wystrzeliwać do 10 pocisków na min., przenosząc 40 szt. amunicji.
Czołg wyposażono także w kilka unikalnych rozwiązań związanych z jego zawieszeniem. Czarna pantera potrafi przechylić się do przodu lub do tyłu wykonując swoisty klęk, co ułatwiając załodze celowanie, potrafi także obniżyć swoje zawieszenie nawet o 40 cm, dostosowując je do podłoża. Jeśli chodzi o defensywne możliwości czołgu, to chroni go m.in. system obrony aktywnej typu soft-kill, polegający np. na zakłócaniu czujników wrogiej amunicji. Szczegóły samego opancerzenia są z kolei objęte tajemnicą, wiemy za to, iż czołg posiada specjalny system ostrzegający załogę przed pociskami wystrzelonymi w jego kierunku. Ten sam system potrafi też automatycznie wystrzelić granaty dymne, które blokują termiczną sygnaturę czołgu, utrudniając wykrycie go przez wroga.
10/15 Myśliwce FA-50
Z Korei Płd. do polskiej armii trafi także 48 samolotów FA-50. Jest to ponaddźwiękowy, lekki myśliwiec, który może być używany także jako ponaddźwiękowy samolot szkoleniowy. Jest to pierwsza maszyna tego typu wywodząca się z Korei Płd. (choć zbudowana we współpracy z koncernem Lockheed Martin) i jeden z niewielu ponaddźwiękowych samolotów szkoleniowych na świecie. Sam maszyna to w pewnym sensie młodszy brat kultowego F-16, z którym wiąże go kilka podobieństw. Obsługuje go dwójka pilotów, FA-50 ma też zasięg ok. 1,8 tys. km, a jego konstrukcja może wytrzymać przeciążenia 8 g (plus minus 3 g). Myśliwiec rozpędza się do prędkości Mach 1,5 i może latać na wysokości do 14,5 km.
Głównym uzbrojeniem maszyny jest z kolei działko 20 mm z 205 szt. amunicji, oprócz tego można zamontować na nim do 3,7 t różnorodnego arsenału. Np. rakiety Hydra, pociski powietrze-powietrze AIM-9 Sidewinder oraz AIM-120, a także pociski powietrze-ziemia Maverick oraz pociski przeciwokrętowe. Konstrukcja wspiera także szeroką gamę bomb
11/15 Haubice K9 Grom
Republic of Korea Armed Forces / Wikipedia/Creative Commons
Haubica K9 to kolejny, ale jaki kupujemy od Korei Płd. W latach 2022-2026 otrzymamy 212 haubic tego typu, za które zapłacimy 2,4 mld dol. K9 Grom to samobieżna, niezwykle popularna haubica kal. 155 mm, którą Korea Płd. eksportuje w różne zakątki globu – od Australii, przez Norwegię po Egipt, Turcję czy Indie. Pojazd korzysta z tego samego opancerzenia co czołg K2, dzięki czemu niegroźna jej eksplozja pocisku wybuchowego kal. 155 mm, trafienie amunicją przeciwpancerną kal. 14,5 mm czy miną przeciwpiechotną. 5-osobowa załoga jest też chroniona przed atakami z wykorzystaniem broni chemicznej, biologicznej, radiologicznej oraz jądrowej dzięki systemowi oczyszczania powietrza.
Głównym uzbrojeniem K9 jest zaś armata 155 mm o maks. zasięgu ostrzału wynoszącym ponad 50 km (przy wykorzystaniu odpowiedniej amunicji). Na pokładzie haubicy znajduje się w sumie 48 szt. amunicji, a załoga może wystrzelić nawet trzy pociski w 15 sek. Warto też dodać, że Polska kupuje haubice już w ulepszonej wersji K9A1. Ma ona m.in. większy zasięg, może strzelać bez uruchamiania silnika, posiada też lepszy system nocnej wizji oraz usprawnioną elektronikę i oprogramowanie.
12/15 Systemy rakietowe K239 Chunmoo
Republic of Korea Armed Forces / Facebook
MON podpisał już także umowę na zakup 288 wyrzutni K239, z czego pierwszych 18 szt. zintegrowanych z polskimi pojazdami Jelcz trafi do żołnierzy w 2023 r. Jak podaje polski rząd "K239 Chunmoo to samobieżna kołowa wieloprowadnicowa wyrzutnia rakiet mogąca strzelać pociskami o różnym kalibrze. Przenosi dwa kontenery z pociskami rakietowymi, w każdym może mieć m.in. sześć kierowanych rakiet kalibru 239 mm o donośności około 80 km lub jeden pocisk balistyczny o donośności około 290 km". Na papierze jest to więc broń o parametrach zbliżonych do wspomnianych wcześniej amerykańskich wyrzutni HIMARS.
13/15 Transportery opancerzone typu Cougar
viper-zero / Shutterstock
W ręce polskich żołnierzy trafią również pojazdy opancerzone Cougar, które dostaliśmy od Stanów Zjednoczonych niemal za darmo – Polska za 300 wozów musiała zapłacić 27,5 mln dol., co pokrywa koszty przygotowanie ich do działania oraz transport i szkolenie personelu. Skąd taka "promocyjna" cena? Amerykanie, w ramach programu pozbywania się nadwyżek, po prostu oddali sprzęt.
Pojazd może przewozić od sześciu do dziesięciu osób, a wieżyczka ogniowa przystosowana jest do sterowania zdalnego.
14/15 Przenośny system przeciwlotniczy Piorun
Piotr Molecki/East News
W czerwcu 2022 r. Polska Grupa Zbrojeniowa poinformowała o podpisaniu kontraktu z MON "3,5 tys. pocisków oraz 600 mechanizmów startowych dla PPZR Piorun, które zostaną
dostarczone do Sił Zbrojnych RP w nadchodzących latach".
PPZR Piorun to przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy o wadze 19,5 kg przeznaczony do zwalczania śmigłowców, samolotów, bezzałogowych statków powietrznych i rakiet skrzydlatych. Jest to usprawniona wersja pocisków Grom, które w swojej nowym wydaniu doczekały się całej gamy usprawnień oraz nowości
Od swojego poprzednika piorun różni się m.in. zmodyfikowanym mechanizmem startowym oraz celownikiem zwiększającym możliwość wykrycia zbliżającego się celu. Mechanizm startowy pozwala tym samym na wybór: trybu pościg-spotkanie, rodzaju celu, warunków pogodowych, realizuje też zapytanie swój-obcy, komunikuje się z celownikami optycznym i termowizyjnym oraz ma możliwość zastosowania klucza autoryzacji. Zasięg rażenia pioruna wynosi od 400 m do 6,5 km na wysokości celu od 10 m do 4 km.
REKLAMA
15/15 Pociski CAMM do systemu przeciwlotniczego NAREW
MBDA
Ostatnią potwierdzoną inwestycją są brytyjskie pociski CAMM (Common Anti-Air Modular Missile), które jeszcze w tym roku mają stać się częścią systemu obrony przeciwlotniczej NAREW. Minister Błaszczak potwierdził zakup dwóch jednostek ogniowych w kwietniu 2022 r. – każda bateria składa się z trzech wyrzutni iLauncher zintegrowanych z polskim system kierowania ognia, pojazdu kołowego, na którym zamontowano platformę do wystrzeliwania pocisków oraz radaru ZDPSR Soła. Oprócz tego szef MON potwierdził zakup zapasu amunicji w postaci pocisków CAMM wraz z pakietem szkoleniowym i logistycznym.
Pojedynczy ładunek waży 99 kg, a jego długość to 3,2 m. Maksymalny zasięg pocisku to 25 km, a jego prędkość to ponad 3,5 tys. km na godz. (liczba Macha 3). System samonaprowadzania aktywnego pozwala na skuteczne niszczenie bezzałogowców, myśliwców czy innych pocisków.
Źródło: Opracowanie własne
Bartosz Witoszka redaktor KomputerSwiat.pl
Tomasz Mileszko redaktor serwisów technologicznych
Tematy: polska armia, Wojsko Polskie, Polska, Ministerstwo Obrony Narodowej, Militaria
Potencjał nuklearny Rosji i NATO — ile głowic jądrowych mają poszczególne kraje?
Tomasz Mileszko
Władimir Putin ogłosił, iż rosyjskie siły odstraszania wchodzą w "szczególny status". Wg ekspertów jest to wyraźny sygnał, iż Rosja podnosi poziom zagrożenia międzynarodowego, choć oczywiście nie oznacza to, iż kraj ten przymierza się do użycia swojego nuklearnego arsenału. Sprawdźmy jednak, jak w ogóle wygląda światowy status tego typu broni.
BalkansCat / Shutterstock
Nie ustaje rosyjska agresja na Ukrainę, którą cały możecie śledzić na żywo w relacji portalu Onet. Od kilku dni świat obiegają też kolejne informacje związane z wojną, w tym także te z rosyjskiego obozu. Władimir Putin poinformował np. iż jego siły odstraszania zostaną postawione w stan podwyższonej gotowości, co stanowi odpowiedź na sankcje, jakie zachód nałożył ostatnio na jego kraj.
Eksperci twierdzą, iż może tu chodzić zarówno o broń jądrową, jak i pociski hipersoniczne, które, z tego co wiemy, nie zostały jeszcze wykorzystane w ataku na Ukrainę. W rozmowie z Onetem Mieczysław Cieniuch, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, mówi też, iż "Putinowi chodziło o to, by działania państw NATO, zwłaszcza Amerykanów nie eskalowały w stronę dalszych, realnych i praktycznych działań wspierających militarnie Ukrainę". Trudno zresztą wyobrazić sobie, by Rosja miała skorzystać ze swojego nuklearnego potencjału, jest to jednak dobry moment, aby nakreślić aktualną sytuację na świecie związaną z tego typu bronią.
Poniższe dane pochodzą z raportu Federacji Amerykańskich Naukowców, która od 1945 r. zajmuje się m.in. właśnie analizą i zbieraniem informacji z zakresu wojskowości. Aktualny stan broni jądrowej wygląda tak:
Kraj
|
Rozmieszczone głowice jądrowe
|
Całkowita liczba głowic jądrowych
|
Rosja
|
1588
|
5977
|
Stany Zjednoczone
|
1644
|
5428
|
Francja
|
280
|
290
|
Chiny
|
0
|
350
|
Wielka Brytania
|
120
|
225
|
Izrael
|
0
|
90
|
Pakistan
|
0
|
165
|
Indie
|
0
|
160
|
Korea Płn.
|
0
|
20
|
1/9 Potencjał nuklearny — Rosja
ID1974 / Shutterstock
Rosja to w tym momencie posiadacz największej liczby głowic jądrowych na świecie. Co ciekawe, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, Rosja podobno cały czas powiększa swój nuklearny arsenał, podaje Federacja Amerykańskich Naukowców.
2/9 Potencjał nuklearny — Stany Zjednoczone
vchal / Shutterstock
Stany Zjednoczone to drugi największy kraj pod względem posiadanych głowic jądrowych. Wraz z Rosją, obie te nacje posiadają jakieś 90 proc. wszystkich głowic jądrowych na świecie. W ostatnich latach USA dążą jednak do redukcji swoich głowic jądrowych, jednocześnie stale rozwijając tę broń, przystosowując ją np. do przenoszenia na kolejnych rodzajach samolotów służących w US Army.
3/9 Potencjał nuklearny Francja
andriano.cz / Shutterstock
Trzecią nuklearną potęgą świata jest Francja. Kraj ten skupia się raczej na utrzymywaniu swojego arsenału, ani go nie zmniejszając, ani go nie powiększając. Arsenał Francji pochodzi z czasów zimnej wojny, gdy kraj ten chciał się niejako uzależnić od NATO i dysponować własnymi, niezależnymi środkami odstraszania.
4/9 Potencjał nuklearny — Chiny
Dancing_Man / Shutterstock
Następne na liście są Chiny. Kraj ten relatywnie późno, bo dopiero w latach 60., zaczął budowanie swojego nuklearnego potencjału. Eksperci ds. wojskowości zauważają jednak, iż w kolejnych latach Chiny powinny znacząco powiększyć swoje możliwości w tym zakresie i jest wysoce prawdopodobne, że wkrótce będą trzecią, a może nawet drugą nuklearną potęgą świata. Niewykluczone też, że Chiny już przegoniły Francję, kraj ten utrzymuje bowiem w tajemnicy liczbę swoich głowic.
5/9 Potencjał nuklearny — Wielka Brytania
PX Media / Shutterstock
Wielka Brytania utrzymuje swój nuklearny już od ładnych kilkudziesięciu lat i wg danych FAS (Federation of American Scientists), kraj ten powiększa stopniowo liczbę głowic. Głównie są one częścią uzbrojenia brytyjskich okrętów podwodnych.
6/9 Potencjał nuklearny — Izrael
Creativa Images / Shutterstock
Izrael posiada broń jądrową od lat 60., ale nigdy też oficjalnie nie potwierdził, iż prowadzi program tego typu broni. W związku z tym kraj nie jest członkiem paktu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Izrael umieścił swoje głowice na okrętach podwodnych, a także na różnorodnych pociskach balistycznych i manewrujących.
7/9 Potencjał nuklearny — Pakistan
Dancing_Man / Shutterstock
Pakistan przetestował swój pierwszy nuklearny ładunek zaledwie w 1998 r., jako odpowiedź na rozwój broni jądrowej przez jego regionalnego rywala, Indie. Sukcesy na tym polu kraj w dużej mierze zawdzięcza swojemu wywiadowi, Pakistan niestety nie podpisał też paktu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.
8/9 Potencjał nuklearny — Indie
Dancing_Man / Shutterstock
Indie rozwijają nuklearny arsenał już od ponad 40 lat i w wyniku działań Pakistanu, który od kilkunastu lat sam jest atomową potęgą, stale rozwijają swój jądrowy potencjał. Niestety, Indie także nie podpisały traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, a napięte stosunki z sąsiadującym Pakistanem sprawiają, iż w tym momencie to te dwie nacje stanowią chyba największe ryzyko militarnej eskalacji rozciągającej się także na broń jądrową.
9/9 Potencjał nuklearny — Korea Płn.
STR/AFP/East News
Korea Płn. to najnowszy kraj dysponujący bronią jądrową. W 2003 r. wycofał się on z traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, a trzy lata później przeprowadził pierwszy test takiego uzbrojenia. Od tamtego czasu Korei Płn. udało się rozwinąć swoje nuklearne możliwości i to pomimo sankcji nakładanych przez zachodnie państwa.
Źródło:
Tomasz Mileszko redaktor serwisów technologicznych
Jak silna jest rosyjska armia? W wojnie z NATO nie miałaby szans [ANALIZA]
Rosja od momentu upadku Związku Sowieckiego brała udział już w kilku wojnach. Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej niemal wszystkie wojny wygrały, a w ostatnich latach dokonały skoku jakościowego. Tym niemniej nadal są cieniem Armii Czerwonej.
Witold Jurasz
Ćwiczenia rosyjskiej i białoruskiej armii ZAPAD 2021 - Sergei Savostyanov / PAP
- Rosja po wojnie w Gruzji dokonała zasadniczych i bardzo udanych reform swoich Sił Zbrojnych.
- Polska powinna wnikliwie przestudiować jak Rosjanie w stosunkowo krótkim czasie zasadniczo zmielili oblicze swojej armii
- Rosjanie nie mieliby szans w wojnie z NATO. Ukrainę mogą pokonać, ale nie byliby w stanie jej okupować
- Przede wszystkim zaś wojna na dużą skalę im się nie opłaca
Gdy mowa o wojnach toczonych przez Rosję, zazwyczaj wymienia się te w Naddniestrzu, z Gruzją i następnie zbrojną napaść na Ukrainę oraz interwencję w Syrii, zapominając o I i II wojnie czeczeńskiej oraz rosyjskim udziale w wojnie domowej w Gruzji i wojnie gruzińsko-abchazkiej oraz wojnie domowej w Tadżykistanie. Innymi słowy Rosja w zasadzie niezmiennie od 30 lat bierze udział w jakichś konfliktach zbrojnych.
Fakt, że wojny te (poza ewentualnie I wojną czeczeńską) Rosja wygrywała, powoduje błędne przeświadczenie o ogromnym potencjale rosyjskich sił zbrojnych. W rzeczywistości Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej to nadal cień Armii Czerwonej. Wygrane wojny zaś o niczym nie świadczą, bo za każdym razem Rosjanie walczyli ze znacznie słabszym przeciwnikiem. Nie oznacza to jednak, że można Rosję lekceważyć.
Wygrana będąca blamażem
Kreml z realnego stanu spraw zdał sobie sprawę po I wojnie czeczeńskiej, a szczególnie po tragicznym dla Rosjan szturmie Groznego, gdy niektóre rosyjskie jednostki straciły niemal cały sprzęt (pierwsza kolumna wchodząca do miasta straciła, według różnych danych, od 105 do 117 ze 120 posiadanych czołgów i bojowych wozów piechoty, a niektóre jednostki nawet ponad 50 proc. stanu osobowego). Nie spowodowało to jednak żadnych zmian.
Te nadeszły dopiero po wojnie z Gruzją w 2008 r., którą Rosja co prawda wygrała, ale równocześnie okazało się że w zasadzie cały czas zawodziły rosyjskie systemy łączności, dowodzenia oraz rozpoznania. W czasie tego konfliktu rosyjskie lotnictwo nie dysponowało nowoczesnymi systemami nawigacji, naprowadzania i walki elektronicznej i w efekcie nie było w stanie swobodnie operować w przestrzeni powietrznej nieporównywalnie przecież słabszej Gruzji, a śmigłowce bojowe pozbawione były możliwości efektywnego operowania w warunkach zerowej widoczności.
Wszystko to spowodowało, że wojnę Rosja co prawda wygrała, ale zarazem była ona też blamażem rosyjskich sił zbrojnych, którego pokazały światu raczej słabość, a nie siłę.
Skuteczne reformy
W efekcie zapadła polityczna decyzja o konieczności radykalnego uzdrowienia sytuacji. Reforma sił zbrojnych dokonana po 2008 r. uważana jest powszechnie na świecie za modelowy przykład tego w jaki sposób można w stosunkowo krótkim czasie realnie, a nie na papierze zwiększyć potencjał własnych sił zbrojnych, zwiększając przy tym w rozsądny sposób nakłady finansowe.
Już sześć lat później, w 2014 r., to jest w chwili napaści na Ukrainę, Rosji udało się wyeliminować większość słabości, które wyszły na jaw przy okazji wojny w Gruzji. Wprowadzone przez ministra obrony Anatolija Sierdiukowa, a kontynuowane przez obecnego szefa resortu obrony Siergieja Szojgu (będącego skądinąd członkiem rządu Rosji już od 28 lat - najpierw od 1994 r. jako minister do spraw sytuacji nadzwyczajnych a od 2012 r. jako minister obrony) reformy składały się z kilku głównych elementów.
Struktura i system dowodzenia
Po pierwsze doszło do zmiany struktury, której celem było zwiększenie potencjału nie poprzez wymianę sprzętu, ale przez efektywniejsze wykorzystywanie już posiadanych zasobów. Przede wszystkim doszło do spłaszczenia struktury dowodzenia (przejścia na system brygadowy), zwiększenia samodzielności jednostek na polu walki oraz likwidacji setek istniejących wyłącznie na papierze jednostek, baz i garnizonów. Powyższe to skądinąd memento dla Sił Zbrojnych RP, w których nadal istnieją liczne jednostki wojskowe, mające bardziej socjalno – symboliczno – towarzyski, a nie militarny charakter.
Po drugie likwidując przerosty administracyjne oraz tworząc nowoczesne centrum dowodzenia, zamiast ociężałego Sztabu Generalnego w zasadniczy sposób zreformowano system dowodzenia. W efekcie udrożniono system podejmowania decyzji czyniąc z Sił Zbrojnych Federacj Rosyjskiej realną siłę bojową.
Gotowość bojowa
Po trzecie, skokowo zwiększono stopień gotowości bojowej i mobilności jednostek. W efekcie Rosja pozostając znacznie słabsza od NATO ma nad paktem tę niewątpliwą przewagę, że jest w stanie w stosunkowo krótkim czasie (w wypadku jednostek powietrzno-desantowych docelowo w ciągu 24 godzin) dokonać przerzutu znacznych sił na daleki dystans. Elementem powyższego były liczne, co bardzo istotne – również niezapowiedziane kontrole jednostek, a nawet niezapowiedziane alarmy bojowe oraz ćwiczenia, czyli to, czego w Polsce od lat nie robi nikt, a co powoduje, że wiele jednostek i garnizonów teoretycznie istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa realnie nie przedstawia sobą wysokiej, a w niektórych wypadkach jakiejkolwiek wartości bojowej.
Sprzęt
Po czwarte doszło do wymiany znacznej ilości sprzętu, przy czym i tu rosyjska metoda okazuje się być znacznie mądrzejsza od tego, co robimy w Polsce. Przede wszystkim uznano, że mając (mimo wysokich dochodów ze sprzedaży gazu i ropy) ograniczone środki, należy wprowadzając nowe rodzaje sprzętu równocześnie dokonać modernizacji już posiadanego. I tak na przykład okazało się że głęboka modernizacja czołgów rodziny T-72 powoduje powstanie wozu zasadniczo innego niż bazowy, nie przedstawiający sobą już większej wartości bojowej T-72. Głęboka modernizacja to jednak nie, jak w wypadku kompromitującej polskiej "modernizacji" T-72 (będącej w zasadzie jedynie remontem starych wozów z zupełnie minimalną modernizacją), kosmetyka, ale droga prowadząca do powstania de facto nowego wozu.
Rosjanie, tworząc nowe modele rodziny T-72 (czyli również T-90, bo czołgi te są de facto przecież jedynie nową wersją T-72), m.in. wymienili silnik, wzmocnili dno kadłuba, dokonali instalacji zmodernizowanego pancerza reaktywnego (tzw. obrony pasywnej) oraz aktywnego sytemu obrony (systemów mających zmylić pocisk tak by w ogóle nie trafił w atakowany pojazd), systemu kierowania ogniem, nowej armaty itp. Okazało się, że tak przeprowadzona modernizacja powoduje skokowy wzrost wartości bojowej nawet starej przecież platformy. Ta sama zasada dot. również innych rodzajów sprzętu. Polska idzie przeciwną drogą. Zamiast więc np. modernizować śmigłowce bojowe czekamy wciąż na nowe i w efekcie nie mamy ich de facto w ogóle.
Rosjanie wyciągnęli również wnioski z wojny w Syrii podczas której rządowe siły pancerne na początku konfliktu traciły ogromne ilości czołgów. Z czasem okazało się jednak, że już sama instalacja pancerza reaktywnego (a nawet, o ile Wolna Armia Syryjska, a następnie dżihadyści nie stosowali nowocześniejszych systemów przeciwpancernych, nawet prymitywnych systemów rurowych montowanych na syryjskich czołgach) skokowo zwiększa przeżywalność czołgów na walki polu walki. Przede wszystkim jednak okazało się, że zasadnicze znaczenie miał poziom wyszkolenia załóg i zmiana taktyki użycia czołgów.
Jak chodzi o sprzęt całkowicie nowy to jego wprowadzanie napotyka na ciągłe kłopoty. Wszystkie w zasadzie całkowicie nowe rodzaje sprzętu (takie jak chociażby czołgi T-14, wozy bojowe Kurganiec, myśliwce Su-57, czy też nowe okręty podwodne oraz jednostki nawodne) nadal występują w śladowych ilościach albo wciąż są de facto prototypami.
Rosja dokonała więc co prawda ogromnego skoku w porównaniu z 2008 r., ale warto zrozumieć, że gdy chodzi o najnowocześniejsze systemy, ustępuje już nie tylko Stanom Zjednoczonym, ale też Chinom. Najlepszą ilustracją jest to, że na świecie istnieją jedynie cztery, produkowane przez trzy państwa, myśliwce tzw. piątej generacji: wprowadzony do Sił Lotniczych USA w 2005 r. amerykański F-22 (wyprodukowano niemal 200 sztuk), również amerykański F-35 (w linii od 2015 r., wyprodukowano do tej pory ok. 750 sztuk), chiński Y-22 (w linii od 2017 r., wyprodukowano do tej pory około 150 sztuk) i wreszcie rosyjski Su-57. Rzecz w tym, że owych rosyjskich myśliwców (w linii teoretycznie od 2020 r.) wyprodukowano do tej pory jedynie 14 sztuk, z czego 10 do prototypy, a co gorsza żaden nie ma jeszcze docelowego silnika.
W czasie wojny w Syrii Rosjanie zademonstrowali światu co prawda możliwość precyzyjnego rażenia celów na dużą odległość, ale już rosyjskie lotnictwo w czasie kampanii syryjskiej nadal używało stosunkowo prostych ładunków.
Rozwinięcie mobilizacyjne
Istotne w procesie wzmacniania Sił Zbrojnych było też wycofanie znacznej ilości sprzętu, który nie został jednak zezłomowany. Przykładowo podawana często liczba ok. 2500 - 3000 czołgów, które Rosja posiada "w linii" (tzn. takich, które są gotowe do boju) w ogóle nie uwzględnia tzw. rozwinięcia mobilizacyjnego oraz możliwości rozkonserwowania wozów znajdujących się w tzw. Centralnych Bazach Rezerw Czołgów. Skądinąd możliwości mobilizacji to ten element, którego w ogóle nie biorą pod uwagę fantaści snujący całkowicie oderwane od rzeczywistości wizje, w których Polska byłaby w stanie samodzielnie obronić się przed Rosją.
Wojna z NATO
Wszystko to nie zmienia faktu, że Rosja nie ma ani żadnych szans w ewentualnej wojnie z NATO, ani też nie jest w stanie zaatakować NATO z zaskoczenia, gdyż wymagałoby to niemożliwej w dobie zwiadu satelitarnego skrytej mobilizacji. Prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego z Paktem Północnoatlantyckim jest skądinąd i bez tego znikome z powodów politycznych, w tym przede wszystkim z racji interesów elit, ale warto pamiętać też i o aspektach militarnych. Innymi słowy nic nie wskazuje na to, by Polska miała być zagrożona.
Wojna z Ukrainą
Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja Ukrainy. Ukraina po wybuchu wojny z Rosją dokonała oczywiście ogromnego postępu, a jej siły zbrojne zostały w znacznym stopniu dozbrojone, ale przede wszystkim wyszkolone i "ostrzelane". Niebagatelne znaczenie ma też ogromna motywacja żołnierzy oraz ochotników ukraińskich. Nie zmienia to faktu, że Ukraina mając de facto nieistniejące lotnictwo i wyjątkowo słaby oraz przestarzały system obrony przeciwlotniczej walczyłaby w warunkach w zasadzie pełnej dominacji powietrznej Rosjan. W siłach pancernych, a szczególnie w artylerii, sytuacja wygląda nieco lepiej, ale i tu przewaga Rosjan jest zasadnicza. Mówiąc wprost Ukraina nie ma szans w starciu z Rosją.
Nowoczesne systemy przeciwpancerne, jak choćby te dostarczane ostatnio przez Wielką Brytanię mogłyby zwiększyć rosyjskie straty w sprzęcie i ludziach, ale, jak zauważa Jarosław Wolski, analityk z branży obronnej i autor kilkuset publikacji z zakresu strategii i sprzętu wojskowego, już teraz Rosjanie dysponują dwukrotna przewagą. Co gorsza, biorąc pod uwagę związanie znacznych sił ukraińskich w Donbasie oraz konieczność zachowania pewnej części jednostek dla obrony Kijowa i Odessy w Zadnieprzu (na lewym, czyli wschodnim brzegu Dniepru w jego północnej części, czyli orientacyjnie powyżej miasta Dniepr (dawniej Dniepropietrowsk), przewaga ta jest cztero lub nawet pięciokrotna.
Nie można wykluczyć, że Ukraina miałaby wsparcie w zakresie walki radioelektronicznej oraz zwiadu (w tym również zwiadu satelitarnego) ze strony Stanów Zjednoczonych, ale nie jest to póki co pewne i choć byłoby bardzo pomocne również nie zmieniłoby zasadniczo negatywnego z punktu widzenia Ukrainy obrazu sytuacji. Nawet mając owo wsparcie Ukraińcy nie będą w razie inwazji na pełną skalę w stanie obronić terytoriów na wschód od Kijowa.
Wielki blef?
Zasadnicze pytanie brzmi czy Rosjanie już teraz wiążąc ukraińskie siły w Donbasie, mając armię w Naddniestrzu, a teraz dodatkowo gromadząc jednostki na północnej części granicy z Ukrainą (na granicy z Zadnieprzem), a inne przerzucając na teren Białorusi i wreszcie dokonując zmiany dyslokacji okrętów desantowych i sprawiając wrażenie, że zaatakują również od strony morza, chcą dokonać pełnej inwazji czy też dążą raczej do rozproszenia sil ukraińskich, tak aby atakując w efekcie jedynie w Donbasie (albo w Zadnieprzu) mieć tak dużą przewagę, by w stosunkowo krótkim czasie wygrać ograniczoną jednak wojnę. Alternatywnie, czy nie zwiększają presji tylko po to, by zmusić Kijów do ustępstw, tj. zgody na specjalny status Donbasu.
Wojna na pełną skalę ale też i ograniczona "tylko" do zajęcia części Ukrainy na wschód od Kijowa wiązałaby się dla Rosji bowiem po pierwsze z koniecznością zwalczania partyzantki na okupowanych terytoriach (według amerykańskiego analityka Freda Kagana przy zajęciu Kijowa oraz wschodniej i południowej Ukrainy Rosjanie potrzebowaliby do zwalczania partyzantki ponad trzystutysięcznej armii), po drugie oznaczałaby niekorzystną z punktu widzenia Moskwy dyslokację dodatkowych sił NATO na wschodniej flance paktu (im większa skala inwazji – tym więcej owych sił trafiłoby m.in. do Polski) i wreszcie po trzecie pociągałaby za sobą sankcje Zachodu, które uderzyłyby w interesy Rosji i - co równie ważne lub nawet istotniejsze - w interesy rosyjskich elit władzy.
Pożytki ze złodziejstwa
Jest skądinąd paradoksem, że bezgraniczna wręcz korupcja rosyjskich elit, którą często winimy za słabość Zachodu w stosunku do Rosji, jest w gruncie rzeczy dla nas zbawienna. Po pierwsze dlatego, że gdyby nie owa korupcja Rosjanie byliby silniejsi, a po drugie – bowiem kremlowska elita mając mniejsze majątki ulokowane na Zachodzie byłaby też mniej podatna na presję ze strony Zachodu.
Uczyć można się również od wroga
Niezależnie od scenariusza rozwoju wypadków warto uważnie przestudiować w jaki sposób Rosja zreformowała swoje siły zbrojne, bowiem wszystko wskazuje niestety na to, że zrobiła to niestety znacznie mądrzej i znacznie skuteczniej niż robimy to my w Polsce.
Armia Ukrainy jedną z największych w Europie. Jakim wyposażeniem dysponuje sąsiad Polski?
Tomasz Mileszko
Według informacji medialnych rośnie ryzyko nowego ataku Rosji na Ukrainę. Sprawdźmy zatem, jakim wojskowym wyposażeniem dysponuje nasz wschodni sąsiad.
Niestety, coraz więcej wskazuje na to, iż może dojść do znaczącego zaognienia ukraińsko-rosyjskiego konfliktu, który trwa od 2014 r. Sytuację naszego sąsiada komplikuje fakt, iż Ukraina nie należy do NATO, choć wyniki niedawnego sondażu wyraźnie pokazują, iż Polacy chcą, aby siły NATO udzieliły pomocy Ukrainie w wypadku rosyjskiej agresji.
W kontekście tych doniesień uznaliśmy, że warto przybliżyć arsenał, jakim dysponuje Ukraina. Według portalu Global Firepower, gdzie znajdziemy ranking poszczególnych armii, Ukraina to obecnie 25. siła wojskowa świata. Dla porównania Rosja to druga siła wojskowa na naszej planecie, z kolei Polska jest tam sklasyfikowana na 23. miejscu. Warto też dodać, iż od paru lat nasi wschodni sąsiedzi wydają coraz więcej na resort obrony (niemal 6 mld dol. w 2020 r.), choć ukraińskie wojsko wciąż boryka się z całą gamą problemów, na czele z bardzo powszechną korupcją czy całą gamą przestarzałego sprzętu. Dla porównania, w 2020 r. USA wydały na wojsko 778 mld dol., Chiny - 252 mld, Rosja 61,7 - mld, a Wielka Brytania - 59 mld dol. Z kolei polskie wydatki na obronę wyniosły w 2020 r. ok. 13 mld dol. Jak widać, Ukrainie wciąż daleko pod tym względem nawet do naszego kraju.
Według Global Firepower, w armii Ukrainy służy też obecnie 255 tys. żołnierzy, którzy mają do dyspozycji następujący sprzęt.
Czołg T-64
VoidWanderer / Wikipedia/Creative Commons
Zaczynamy od ciężkiego sprzętu ukraińskiej armii, czyli czołgów. Na zdjęciu model T-64, który pamięta jeszcze lata 60. XX w. Ukraina od lat aktywnie rozwija tę konstrukcję, która w swojej najnowszej wersji otrzymała m.in. nowe opancerzenie, nowoczesny system łączności satelitarnej oraz system termowizji dla całej załogi.
2/30 Czołg T-72
Degtyaryov Andrey / Shutterstock
Czołg rosyjskiej produkcji wprowadzony do służby w 1969 r. Czołgi te wróciły do służby w ukraińskiej armii po rozpoczęciu konfliktu w Donbasie.
3/30 Czołg T-80
Timofey_Kormilizyn / Shutterstock
T-80 to czołg produkowany w samej Ukrainie, który pierwotnie wywodzi się ze Związku Radzieckiego. Maszyna posiada zdalnie sterowany przeciwlotniczy karabin maszynowy i wraz z modelem T-84 ma stanowić kręgosłup ukraińskich sił pancernych.
4/30 Czołg T-84
VoidWanderer / Wikipedia/Creative Commons
T-84 to usprawniona wersja czołgu T-80 służąca od 1999 r. To jeden z najszybszych czołgów na świecie osiągający prędkość 70 km/h na drodze. W swojej najnowsze wersji T-84 otrzymał m.in. lepsze opancerzenie i nowy, elektroniczny system obronny.
5/30 Su-24
Ukroboronprom
Su-24 to ponaddźwiękowy samolot atakujący zdolny do operowania w każdych warunkach pogodowych. Maszyna ma zmienną geometrię skrzydeł, a w ukraińskiej armii służy w wersji rozpoznawczej, którą kilka lat temu zaczęto modernizować do standardów NATO. Samolot ma zasięg ok. 600 km i przenosi całą gamę uzbrojenia — od pocisków kierowanych i niekierowanych po bomby kasetowe.
6/30 Su-25
Ministry of Defense of Ukraine
Poddźwiękowy samolot bliskiego wsparcia o zasięgu 1000 km i maks. prędkości 975 km/h.
7/30 Su-27
Konwicki Marcin / Shutterstock
Su-27 to wielozadaniowy, niezwykle zwroty myśliwiec mający zapewniać przewagę w powietrzu. Samolot ma zasięg aż 3,5 tys. km i lata z prędkością do 2,5 tys. km/h, przenosząc różnorodne uzbrojenie o masie do 4,4 t. To najnowocześniejszy samolot bojowy ukraińskiej armii — nasi sąsiedzi mają 33 takie maszyny.
8/30 Mi-8
Rudzenka / Shutterstock
Mi-8 to wielozadaniowy śmigłowiec o zasięgu niespełna 500 km, który może pełnić kilka różnych ról — od pojazdu transportowego, przez śmigłowiec bojowy, aż po maszynę zwiadu i rozpoznania.
9/30 Ka-27
Edward Kessler / Domena Publiczna/US Navy
Ka-27 to śmigłowiec wojskowy służący w ukraińskiej marynarce wojennej rozwijający prędkość ponad 200 km/h przy zasięgu 980 km.
10/30 Antonow An-70
Vitaly V. Kuzmin / Wikipedia/Creative Commons
Antonow An-70 to jeden z kilku samolotów transportowych służących w ukraińskiej armii. Co ciekawe, pierwszy lot tej maszyny w jej prototypowej wersji odbył się w Kijowie (wówczas jeszcze jako część ZSRR), a dziś samolot ten lata na wysokości ponad 10 km, przenosząc ładunki o masie do 40 t.
11/30 Iljuszyn Ił-76
Vitaly V. Kuzmin / Wikipedia/Creative Commons
Iljuszyn Ił-76 to wielozadaniowy samolot z czasów ZSRR, który pierwotnie miał być... samolotem pasażerskim. W zależności od modelu maszyna ma zasięg nawet 5 tys. km i oprócz roli transportowej może służyć także jako powietrzne centrum dowodzenia.
12/30 RQ-11 Raven
U.S. Air Force/Dennis Rogers
RQ-11 Raven to mały dron rozpoznawczy wyrzucany z ręki i produkowany w USA. Ma zasięg ok. 10 km i unosi się w powietrzu maks. 90 min.
\13/30 Bayraktar TB2
Ministry of Defense of Ukraine
Inne zadania ma z kolei Bayraktar TB2. To bojowy dron operujący na średnim dystansie do 150 km, który może przenosić różnorodne uzbrojenie kierowane laserowo — od pocisków przeciwpancernych po rakiety i amunicję moździerzową.
14/30 Hetman Sahajdaczny
Ministry of Defense of Ukraine
Hetman Sahajdaczny to fregata klasy Krivak i okręt flagowy ukraińskiej marynarki wojennej. Ma długość 123 m, służy na nim 193-osobowa załoga i jest wyposażony m.in. w jedno działo kal. 100 mm oraz kilka działek bliskiego zasięgu. Korzysta też z pocisków do walki z okrętami podwodnymi. Okręt może przenosić również dwa śmigłowce Ka-27.
15/30 P190 Słowiańsk
Армія Інформ / Wikipedia/Creative Commons
P190 Słowiańsk to jeden z dwóch okrętów patrolowych klasy Matka służących w siłach Ukrainy. Są to 34-metrowe okręty amerykańskiej produkcji wyposażone w działko kal. 25 mm i dwa karabiny maszynowe.
16/30 U175 Berdiańsk
Ministry of Defense of Ukraine
U175 Berdiańsk to przedstawiciel małych okrętów bojowych klasy Gyurza-M. Ukraina ma obecnie siedem takich konstrukcji, które korzystają z dwóch, wielozadaniowych systemów obronnych mogących prowadzić ogień z wykorzystaniem granatów czy pocisków rakietowych, jak i standardowej amunicji.
17/30 P170 Skadowsk
George Chernilevsky / Domena Publiczna
P170 Skadowsk to mały okręt patrolowy klasy Żuk z jedną jednostką radarową i ręcznie obsługiwanymi karabinami maszynowymi kal. 12,7 mm. Okręt ma zasięg ok. 830 km.
18/30 Okręty klasy Centaur
Ministry of Defense of Ukraine
Ukraina dysponuje też nowoczesnymi, szybkimi okrętami klasy Centaur, które weszły do służby w 2019 r. Ich głównym zadaniem jest patrolowanie nabrzeża oraz rzek, a także transport wojska. Na wyposażeniu okrętów znajdują się trzy wyrzutnie rakietowe i dwa ciężkie karabiny maszynowe kal. 12,7 mm.
19/30 Perejasław A512
Армія Інформ / Wikipedia/Creative Commons
Perejasław A512 to okręt zwiadowczy o długości 54 m rozpędzający się do prędkości 20 km/h, który początkowo służył w siłach ZSRR, a po rozpadzie Związku Radzieckiego trafił w ręce Ukrainy.
20/30 Samobieżna armatohaubica wz. 1977 Dana
The Joint Multinational Training Command Public Affairs Office / Wikipedia/Creative Commons
Wracamy od uzbrojenia lądowego i zaczynamy od samobieżnej armatohaubicy wz. 1977 Dana, która służy też w polskiej armii.
Załoga haubicy może strzelać m.in. pociskami odłamkowo-burzącymi, przeciwpancernymi kumulacyjnymi, przeciwbetonowymi, oświetlającymi i dymnymi. Z kolei na wieży umieszczony jest przeciwlotniczy karabin maszynowy kalibru 12,7 mm. W 2020 r. Ukraina zamówiła 26 takich konstrukcji.
21/30 Haubica 2A65 Msta-B
Ministry of Defense of Ukraine
Tu z kolei widzimy holowaną haubicę 2A65 Msta-B o zasięgu niemal 29 km. Jest to broń rosyjskiej produkcji, która, co ciekawe, może też wystrzeliwać pociski z głowicą jądrową.
Warto też dodać, że Ukraina dysponuje też całą gamą innych haubic, które pamiętają jeszcze czasy zimnej wojny. Dopiero w kolejnych latach nasz wschodni sąsiad ma otrzymać nowoczesną artylerię, np. system balistyczny Sapsan o zasięgu 480 km, którego program został odmrożony po rozpoczęciu konfliktu w Donbasie.
22/30 2k12 Kub
Srđan Popović / Wikipedia/Creative Commons
2k12 Kub to mobilny system obrony przeciwpowietrznej, który w najnowszej wersji może razić cele na wysokości 14 km w odległości od 4 do 24 km.
23/30 Tupolew Tu-143
Ministry of Defense of Ukraine
Tupolew Tu-143 to z kolei bezzałogowy pojazd latający służący do celów zwiadowczych.
24/30 OTR-21 Toczka
Dmytro Larin / Shutterstock
Toczka to taktyczny system rakietowy korzystający z pocisków balistycznych zaprojektowany z myślą o precyzyjnym ostrzale wrogich celów, np. mostów, punktów dowodzenia czy lotnisk. Standardowa, odłamkowa głowica Toczki może być też wymieniona na głowicę z bronią jądrową, chemiczną czy biologiczną.
25/30 BM-21
Dmitry A. Mottl / Wikipedia/Creative Commons
BM-21 to mający rosyjskie korzenie system rakietowy kal. 122 mm montowany na ciężarówce. Konstrukcja wystrzeliwuje 2 pociski na sekundę, a jej maks. zasięg ostrzału wynosi 45 km (w przypadku zastosowania najnowszej amunicji).
26/30 BM-27
dragunov / Shutterstock
BM-27 to kolejny ofensywny system rakietowy w ukraińskiej armii. Obsługuje go 6-osobowa załoga, a sama broń potrafi ostrzeliwać cele na odległość nawet 90 km, choć tak naprawdę efektywny zasięg tej jednostki wynosi 35 km.
27/30 S-300
Popsuievych / Shutterstock
S-300 to jeden z najnowocześniejszych rakietowych systemów obronnych w armii Ukrainy, która po rozpoczęciu konfliktu z Rosją ruszyła z programem modernizacji tej konstrukcji. W zależności od wersji S-300 potrafi przechwytywać pociski balistyczne na odległość do 40 km, a także samoloty czy drony na odległość 200 km.
28/30 ZU-23-2
One half 3544 / Domena Publiczna
ZU-23-2 to holowane działko przeciwlotnicze rosyjskiej produkcji, które weszło do służby w 1960 r. Ukraina dysponuje ponad tysiącem sztuk tej broni, która do dziś jest aktywnym uczestnikiem różnych konfliktów na całym świecie. ZU-23-2 jest obsługiwany przez dwie osoby, a efektywny zasięg działka wynosi 2,5 km.
29/30 Humvee
U.S. Marine Corps photo by Lance Cpl. Olivia G. Ortiz/Released / Wiki Commons
Ukraina jest też właścicielem niezwykle popularnych, amerykańskich, wielozadaniowych pojazdów Humvee korzystających z różnych konfiguracji uzbrojenia. Pojazd ten rozpędza się do prędkości 89 km/h przy maks. obciążeniu i od lat służy różnym siłom wojskowym na całym świecie.
30/30 BTR-3
Pibwl / Wikipedia/Creative Commons
Nasze zestawienie zamyka BTR-3, czyli jeden z najnowszych transporterów opancerzonych ukraińskiej armii, który służy tam od 2000 r. Jest to też pojazd produkowany w tym kraju. BR-3 ma 3-osobową załogę, może przewozić 6 pasażerów, a na jego uzbrojenie składa się m.in. działko kal. 30 mm, granatniki 30 mm czy też wyrzutnie granatów dymnych.
Źródło:
Tomasz Mileszko redaktor serwisów technologicznych
Generał Ryszard Wiśniewski: Starych żołnierzy oburza ośmieszanie wojska przez nadętych własną ważnością polityków wywiad Agata Szczygielska-Jakubowska 5 lutego 2022 | 08:05
"Nie mamy obecnie kim i czym skutecznie bronić terytorium kraju. Osobiście podziwiam optymizm tych, którzy twierdzą, że nie jest źle, że nasze siły zbrojne to ostoja bezpieczeństwa państwa". Z generałem brygady Ryszardem Wiśniewskim, byłym wiceszefem Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO w Bydgoszczy rozmawia Agata Szczygielska-Jakubowska
Gen. bryg. w stanie spoczynku, weteran misji w Afganistanie i Iraku, Ryszard Wiśniewski prosi, by przedstawić go skromnie. "Zabiła mi pani ćwieka, nie mam pomysłu na przedstawienie mnie, nie jestem zbyt medialny. Może być emerytowany żołnierz" - mówi.
Agata Szczygielska-Jakubowska: Panie generale, uczestniczył pan w misji w Iraku, trzykrotnie w misjach w Afganistanie, jak pan ocenia wycofanie się USA z Afganistanu?
Generał Ryszard Wiśniewski: - Afganistan to kraj ludzi dumnych, walecznych, pracowitych, jednocześnie to kraj zacofany, z realnym analfabetyzmem, głęboko tradycyjny, z elementami fanatyzmu religijnego. Kraj zróżnicowany etnicznie, bez większych zasobów naturalnych. Prowadzenie misji wojskowej w kraju z takimi uwarunkowaniami nie należy do łatwych. Przekonali się o tym swego czasu Brytyjczycy, przekonali się o tym, już bardziej współcześnie, Rosjanie, no i przyszła kolej na Amerykanów, kraje członkowskie NATO i inne, biorące udział w obu operacjach, amerykańskiej i wielonarodowej pod auspicjami NATO. Rosjanie spędzili w Afganistanie 10 lat, tracąc bardzo wielu ludzi i ogromne pieniądze. W zasadzie nic nie ugrali, ale pozostawili po sobie murowane szkoły, szpitale, lotniska, drogi, w tym obwodnicę Afganistanu, koszary, elektrownie wodne i szereg domów mieszkalnych, rozsianych po różnych ówczesnych garnizonach rosyjskich. Pozostawili po sobie także mnóstwo zniszczonego sprzętu, armat, czołgów, transporterów opancerzonych, samolotów i śmigłowców.
Co pan robił w Afganistanie?
- Podczas mojej misji miałem ogromną przyjemność służyć w amerykańskim dowództwie CSTC-A (Combined Security Transition Command – Afghanistan), które z budżetem ok. 10 mld dolarów budowało siły bezpieczeństwa i sądownictwo Afganistanu. Mieliśmy do dyspozycji setki wojskowych doradców, mentorów, posadowionych przy różnego szczebla dowódcach i oficerach flagowych ministerstwa ON Afganistanu. Podobnym systemem objęta była także policja. Ludzie ci ryzykowali własnym życiem, realizując misję z przesłaniem „sleep and eat together". Wykonywano swoisty taniec na delikatnej linie, aby zyskać przychylność Afgańczyków, podzielonych na liczne i zróżnicowane klany, nawet w obrębie własnej grupy etnicznej. Natrafiono na silne problemy, dotyczące lojalności, uczciwości, ochrony własnych zwyczajów i tradycji, fanatyzmu religijnego, znajomości języka angielskiego, niechęci do ludzi Zachodu. Te właśnie problemy stanowiły podstawę utrzymywania skrytego dystansu do nas, jako obcych. Aktywnie działali bojownicy talibscy, realizując liczne zamachy bombowe na wojska sojusznicze, zastraszano rodziny wojskowych i policjantów, posuwając się nawet do mordów
Czy akcję wycofywania się z Afganistanu taktycznie można było lepiej przeprowadzić? Zdarzają się opinie, że była to paniczna ucieczka...
- Wycofanie się wojsk sojuszniczych z tego kraju było li tylko kwestią czasu. Samo wycofanie, szczególnie ostatnich żołnierzy, połączone z ewakuacją afgańskich współpracowników, nosiło cechy słabo zorganizowanego, chaotycznego, ale odbywało się ono w ekstremalnie trudnych warunkach, połączonych z aktywnością bojowników talibskich oraz paniką ludzi, pragnących opuścić kraj.
Czy sam fakt opuszczenia przez Sojusz Północnoatlantycki Afganistanu można uznać za klęskę tej misji?
- Opuszczenie kraju w takiej złożonej sytuacji trudno nazwać sukcesem, zwłaszcza w sytuacji, gdy z takim trudem i przez tyle lat szkolone siły wojskowe i policyjne, dobrze wyposażone, nie podjęły walki, nie wykonały zadań, do których ci żołnierze byli szkoleni. Z drugiej strony można ich zrozumieć, mieli przecież walczyć przeciw swoim, a to nie jest prosta sprawa. Są jednakże w tej misji pewne pozytywy. Zmniejszono w sposób znaczący poziom analfabetyzmu, wielu Afgańczyków zostało przeszkolonych poza granicami swojego kraju, co pozwoliło na zapoznanie się z poziomem życia w innych krajach, wielu opanowało język angielski, armię i policję wyposażono w sprzęt transportowy, łączności, bojowy, lotniczy i materiały zabezpieczenia logistycznego, medycznego. Na ile skorzystają z tego przywódcy bojowników talibskich, pozostaje wielką niewiadomą.
Jak pan generał ocenia zdolność bojową NATO, czy w razie konfliktu bylibyśmy w stanie powstrzymać rosyjski najazd?
- Jak powszechnie wiadomo, NATO jest sojuszem wojskowym, którego zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa militarnego państwom członkowskim. Wiadomo też, że możliwości potencjału obronnego Sojuszu zależne są od potencjałów poszczególnych uczestników paktu. Oczywistym jest także to, że każdy członek paktu ma inne możliwości ekonomiczne, demograficzne, techniczne w zakresie budowania i utrzymywania swoich sił zbrojnych. Oprócz krajów z rozbudowanymi możliwościami militarnymi, z silnym lotnictwem, siłami morskimi, dobrze wyposażonymi wojskami lądowymi, z mocnym zapleczem logistycznym, są w pakcie kraje, których po prostu nie stać na posiadanie takich sił i na tak rozwiniętym poziomie. Taka sytuacja nie oznacza jednak, że tym mocniejszym krajom należy się więcej. Traktat Północnoatlantycki ma pewne wymagania w stosunku do swoich członków, bez względu na posiadany potencjał militarny, ale ten, tak popularny wśród polskich polityków, artykuł 5. Traktatu obejmuje jednakowo wszystkich zrzeszonych. Polska od lat jest aktywnym członkiem Sojuszu, armia dokonała skoku w procesie procedur dowodzenia, od starego i mocno zakorzenionego rosyjskiego do odmiennego systemu zachodniego. Proces ten zawierał w sobie intensywne kursy języka angielskiego dla różnego szczebla kadry zawodowej, tak w kraju jak i poza jego granicami, wspólne zamierzenia dowódczo-sztabowe z natowskimi dowództwami, a także współpracę z Gwardią Narodową stanu Illinois.
Ukraina stoi w obliczu zagrożenia inwazją, Rosja prowadzi niezwykle agresywną politykę. Czy Polska powinna Ukrainę wesprzeć, przesyłając broń lub żołnierzy?
- Co do Ukrainy, należy przyznać, że jest to bardzo delikatny problem, którego z pewnością nie da się załagodzić pohukiwaniem i machaniem stępiona szabelką. Do rozwiązania sytuacji potrzebny jest spokój i dyplomacja na wysokim poziomie merytorycznym. Potrzebna też jest jedność postawy krajów w Europie i poza Europą, jednogłośnie potępiająca próby militarnego szantażu wobec Ukrainy ze strony Federacji Rosyjskiej. Ukraina ma wystarczającą ilość sprzętu bojowego, środków walki, może nie najnowocześniejszego, ale wystarczającego do podjęcia zdecydowanych kroków w przypadku napaści FR na ten kraj. Polskie ewentualne zaangażowanie sprzętowe chyba jest zbyteczne, może jedynie w aspekcie symbolicznym, co wyjaśniłem powyżej, natomiast wsparcie stanem osobowym jest raczej mało prawdopodobne i niemożliwe z politycznego punktu widzenia, gdyż dla FR stanowiłoby dowód na czynne włączenie się NATO w kryzys rosyjsko-ukraiński, a chyba nie o to wszystkim, oprócz Rosji, chodzi.
Czy Polska militarnie jest obecnie przygotowana na ewentualne działania zbrojne w ramach NATO?
- W zakresie sprzętowym, mimo iż nowoczesnego sprzętu nie ma zbyt wiele, to posiadanym potencjałem możemy solidnie współdziałać z jednostkami innych państw członkowskich. Mamy pewne braki w niektórych dziedzinach, w siłach morskich, lotnictwie wojsk lądowych, także w wojskach lądowych, ale są to niedomagania, które w jakiejś perspektywie czasowej można polepszyć.
Jak pan generał ocenia realny stan polskich sił zbrojnych pod rządami obecnego ministra obrony?
- Nie jest łatwo oceniać stan Sił Zbrojnych RP komuś, kto pozostaje poza strukturami od ponad 10 lat. Jest jednak sprawa, która mnie niepokoi od czasów zmiany systemu politycznego w kraju i przejęciu kierowania resortem Obrony Narodowej przez cywilnych ministrów. Pomijam już fakt, że aby dowodzić jakimkolwiek pododdziałem wojskowym, oficer musi kolejno, stosownie do szczebla dowodzenia, odbywać należne kursy, do studiów podyplomowych włącznie. Ministrem ON nie zostaje się z dnia na dzień, bez żadnego przygotowania w tym zakresie. Martwi mnie jednak co innego, otóż jest to głęboka redukcja polskiej armii z kilkunastu do kilku związków taktycznych oraz brak realizacji ciągle uzupełnianego i poprawianego planu modernizacji SZ RP. To sprawiło, że nie mamy obecnie kim i czym skutecznie bronić terytorium kraju. Osobiście podziwiam optymizm tych, którzy twierdzą, że nie jest źle, że nasze siły zbrojne to ostoja bezpieczeństwa państwa. Moje wojskowe wykształcenie i osobiste doświadczenie podpowiadają mi, że z obecnym potencjałem bojowym trudno jest działać skutecznie w strefie przygranicznej, następnie na rubieży strategicznej i ostatecznie w strefie tyłowej. Poza tym, bezpieczeństwo państwa to coś więcej niż element militarny. To skomplikowany system elementów, obejmujący takie dziedziny jak ekonomia, polityka wewnętrzna i zewnętrzne, społeczeństwo, ekologia, a nawet przestrzeń kosmiczna. Jak sytuacja w tych obszarach przedstawia się obecnie, widzi każdy obserwator sceny politycznej.
Czy są przesadzone opinie, które mówią, że mamy do czynienia z zapaścią?
- Czy można mówić o zapaści w polskiej armii? To zależy od punktu widzenia. Jeżeli mówimy o szkoleniu wojska, o realizacji poważnych zadań, ćwiczeniach (mam nadzieję, że ciągle się odbywają), o wprowadzaniu, skromnym, ale wprowadzaniu nowego sprzętu, to zapaści wielkiej nie widać. Jeżeli jednak spojrzymy na dziwne decyzje o zerwaniu przetargu na śmigłowce, brak pomysłu na Marynarkę Wojenną RP, zakup nie do końca sprawdzonych samolotów bojowych, dziwny atak na placówkę NATO w Warszawie, ograniczanie kompetencji szefa Sztabu Generalnego WP, podejmowanie próby renowacji czołgów T-72, mimo zaprzestania ich produkcji, braku zestawów remontowych... Mieszanina czołgów w armii od T-72, poprzez Leopardy do planowanych Abramsów też nie wróży wojskowej logistyce dobrze. Zapewne jest dużo więcej oznak wskazujących na zapaść naszej armii, ale już te wymienione są niepokojące.
Czy w polityce obecnego kierownictwa MON jest coś, co szczególnie pana oburza?
- Wielu starych żołnierzy oburza ośmieszanie wojska przez jakichś przypadkowych, młodych i nadętych własną ważnością osobników, udających poważnych polityków. Oburza asysta wojskowa w pogrzebach osób w żaden sposób niezwiązanych z wojskiem, tylko dlatego, że to są „nasi", a jednocześnie odmawianie takiej asysty zmarłym dowódcom, nawet takim, którzy mieli rzadką sposobność dowodzenia strukturą o sile nawet do kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. Jako stary żołnierz, który zaczynał karierę w brązowych, a kończył w czarnych butach, jestem czasami bezgranicznie zdziwiony niektórymi zjawiskami. Gdy zmarł gen. dyw. Zbigniew Blechman, armii nie było stać na wystawienie mu warty honorowej i pododdziału reprezentacyjnego, żołnierzowi, który dowodził armią, okręgiem wojskowym. Nie mam absolutnie nic przeciw nieżyjącemu dr. Latosowi, lekarzowi z Bydgoszczy, zasłużonemu dla wielu setek dzieci, ale nijak nie był związany z wojskiem.
Bydgoszcz, Pomorski Okręg Wojskowy od dawna pełniły kluczową rolę w strukturze obronnej Polski. Na początku 2007 r. minister Radosław Sikorski powołał w Bydgoszczy dowództwo, któremu podlegały wszystkie jednostki komandosów w kraju, m.in. Grom i Formoza. Gdy minister obrony z ramienia PIS, Aleksander Szczygło rzutem na taśmę postanowił przenieść z Bydgoszczy do Warszawy dowództwo wojsk specjalnych, odbierano to jako wendetę za porażkę PiS w wyborach. Jak ocenia pan dziś miejsce Bydgoszczy w systemie obronnym?
- Bydgoszcz, w czasach funkcjonowania Pomorskiego Okręgu Wojskowego, była jednym z trzech miast, w których dyslokowano dowództwa okręgów, odgrywających istotną rolę w strukturze Sił Zbrojnych RP. Dowództwu okręgu podlegały liczne związki taktyczne, samodzielne oddziały i pododdziały, elementy administracji wojskowej, jak WSzW (Wojewódzkie Sztaby Wojskowe) wraz z podległymi im WKU (Wojskowymi Komendami Uzupełnień), elementy logistyczne, służby zdrowia, topografii wojskowej oraz inne. W czasie wojny okręg wojskowy tworzył strukturę armii ogólnowojskowej, poważnej siły operacyjnej, zdolnej prowadzić działania na samodzielnym kierunku. Obecnie, w dobie zamiłowania do licznych, lepszych i gorszych restrukturyzacji, Bydgoszcz stała się bardziej centrum planowania i zabezpieczenia logistycznego Sił Zbrojnych RP z dość licznymi strukturami szkoleniowymi i zabezpieczenia sił NATO. Często Bydgoszcz jest nazywana stolicą NATO w Polsce, ponieważ od lat funkcjonuje tutaj Centrum Szkolenia Sił Połączonych (JFTC – Joint Force Training Center), dedykowane szkoleniu i przygotowaniu dowództw szczebla taktycznego, szkolenia grup specjalistycznych, np. OMLT (Operational Mission Liason Team) dla potrzeb misji w Afganistanie. W JFTC szkolono personel wojskowy z Iraku i Afganistanu. W naszym mieście ulokowano także Centrum Eksperckie Policji Wojskowych NATO, jednostkę Integracji Sił Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz 3. Batalion Łączności NATO. Dzięki takiej dyslokacji, Bydgoszcz zyskała na popularności w świecie nie tylko państw członkowskich NATO, ale także daleko poza Europą.
Po dojściu do władzy zjednoczonej prawicy nastąpiła szybka wymiana kadry kierowniczej w wojsku, w jednym roku odeszło około 30 generałów. Podziękowano i odstawiono na boczny tor tak doświadczonych dowódców jak np. generałowie Gocuł, Tomaszycki, Różański, Duda, Ambrozik, Gut. Pan również odszedł w tym okresie. Gen. Koziej w rozmowie z AIP mówił: "Odchodzą wojskowi, którzy mają odwagę intelektualną, by przedstawić swoje pomysły ministrowi obrony". Czy, zdaniem pana generała obecne dowództwo ma jakieś pole manewru, szansę obrony przed ręcznym sterowaniem?
- Organizm wojska jest systemem wielokrotnie złożonym, każda nieprzemyślana ingerencja powoduje zamieszanie i konsternację wykonawców zadań, wynikających z takiej ingerencji. Często mam wrażenie, że dowódcy, szefowie różnych instytucji wysokiego szczebla są dzisiaj w sytuacji mało komfortowej. Z jednej strony, silne poczucie obowiązków, lojalności i determinacji do realizacji zadań, wynikających z zakresu kompetencji na zajmowanym stanowisku, z drugiej strony, trudne do akceptacji niektóre decyzje przełożonych. Przykładem takiej kontrowersyjnej decyzji było polecenie Ministerstwa ON za czasów Macierewicza przerwania wszelkiej współpracy i pomocy środowiskom byłych żołnierzy zawodowych. Można zrozumieć określone trudności poszczególnych ministrów ON, związane ze skutecznym i sprawnym kierowaniem resortem, jako że to trudna i wymagająca teka. Jednakże każdy z nich mógł, gdyby tylko zechciał, skorzystać z wiedzy i doświadczenia wielu swoich żołnierzy, zaczynając od szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, poprzez szefów poszczególnych instytucji, a na dowódcach jednostek skończywszy. Powszechnie wiadomo, że ministrem ON zostaje się z rozdania politycznego, czynnik merytoryczny raczej nie jest brany pod uwagę, a szkoda, bo pozwoliłoby to na bezkolizyjne zarządzanie resortem i faktyczne wzmacnianie potencjału polskich SZ. Jeżeli szef resortu jest przekonany o swojej wystarczającej wiedzy fachowej, nie dopuszcza do wsparcia ze strony doświadczonych żołnierzy, to pole manewru dla dowódców i szefów instytucji jest ekstremalnie zminimalizowane.
Czy zdaniem pana generała utworzenie WOT miało sens? Czy powinno się inwestować w tego rodzaju formację, czy może lepiej te środki wydatkować na wojsko zawodowe?
- Idea utworzenia, a właściwie reaktywacja WOT ma sens w sytuacji, gdy wojsk operacyjnych nie wystarcza na prowadzenie zasadniczych działań w obronie terytorium państwa, a jest konieczność zabezpieczenia tyłowej strefy prowadzonych działań. W dobie istotnego rozwoju wojsk powietrznodesantowych, desantów morskich, działań grup dywersyjno-rozpoznawczych, państwo musi posiadać odpowiednie siły, zdolne do prowadzenia działań bojowych przeciwko tym formacjom. Trudno sobie wyobrazić, że wojska operacyjne, których i tak nie mamy zbyt wiele, będą prowadziły działania na pierwszej linii styczności wojsk, a jednocześnie wydzielą określone komponenty do zwalczania przeciwnika w strefie tyłowej. To właśnie tutaj pojawia się rola Wojsk Obrony Terytorialnej. To do takich zadań te wojska powinny być zorganizowane, wyposażone i szkolone. Oczywiście siły WOT powinny być gotowe do realizacji także innych zadań, zarówno w czasie pokoju, kryzysu i wojny. WOT, we współdziałaniu z policją, żandarmerią, strażą graniczną, powinny być przygotowane do zabezpieczenia dogodnych warunków do działania wojsk operacyjnych, kontyngentów wojsk sojuszniczych, w przypadku ich działania na terytorium naszego kraju. Samo podporządkowanie winno wynikać z systemu dowodzenia działaniami na terenie kraju.
Jak pan generał ocenia sytuację na granicy polsko-białoruskiej? Czy operacja nad granicą została dobrze przygotowana od strony logistycznej i taktycznej?
- Problem na granicy z Białorusią jest wyjątkowo skomplikowany i delikatny. Skomplikowany z powodu perturbacji międzynarodowych, delikatny z powodu losu uchodźców. Zrozumiałym jest, że każdy kraj strzeże swoich granic przed nieautoryzowanym, niekontrolowanym i masowym napływem uchodźców. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy większość uchodźców wywodzi się z krajów z nieustabilizowaną sytuacją wewnętrzną, objętych wojną domową, nasyconych różnorodnymi strukturami terrorystycznymi. Wszystkie te czynniki niejako wymuszają zdecydowane działania, które powinny zmierzać do opanowania sytuacji, zatrzymania nielegalnego przekraczania granicy państwowej. Jednakże w sytuacji, która pojawiła się na naszej wschodniej granicy, zabrakło jednego, zabrakło ludzkiego podejścia do uchodźców, a zwłaszcza kobiet i dzieci. Aparat państwa dysponuje wystarczającymi możliwościami, aby stworzyć bardziej humanitarne warunki dla najsłabszych. Można odnieść wrażenie, bazując na podjętych decyzjach, że problem przerósł decydentów, a przecież to tylko niezbyt wielkich rozmiarów kryzys graniczny. Strach myśleć, co mogłoby się dziać w sytuacji o wiele bardziej złożonego kryzysu.
Nad granicę zostały przesunięte spore siły, m.in. 12. Szczecińska Dywizja Zmechanizowana. Czy wykorzystanie tego rodzaju formacji jest dobrym pomysłem do rozwiązywania kryzysu uchodźczego?
- Trudno jest oceniać zasadność użycia wojsk operacyjnych w tym kryzysie, mogą to zrobić ci, którzy zdecydowali o ich użyciu oraz ci, którzy te zadania realizowali. Można mniemać, że gwałtowny rozwój sytuacji, agresywność uchodźców, jawne wspieranie tychże przez stronę białoruską, zaskoczył decydentów szczebla rządowego, stąd pojawiły się różne, nerwowe decyzje, może nie do końca uzasadnione. Moim zdaniem, siły zaangażowane do opanowania tego kryzysu, powinny składać się z sił Straży Granicznej, policji, no i zawsze „zwartych i gotowych" WOT, jako formacji właściwych do tego typu operacji.
Etos służby mundurowej buduje się latami, a przykład polskiej policji pokazuje, że stracić go można bardzo szybko. Tymczasem tzw. ustawą dezubekizacyjną zostali ukarani nawet tak zasłużeni oficerowie jak płk Gromosław Czempiński czy gen. Henryk Jasik, wszyscy, którzy brali udział w operacji "Samum". Wojsko jest wykorzystywane do pilnowania wiązanek pod pomnikiem smoleńskim, push-backów na granicy, uświetniania obchodów kościelnych świąt... Jak pan generał ocenia takie działania?
- Etos służby mundurowej, jak by go nie rozpatrywać, zawsze oznacza szczególne wymagania w stosunku do żołnierzy, pod względem stylu życia, zachowania się, rozróżniania dobra i zła, właściwego stosunku do innych ludzi. Budowany jest od pojedynczego szeregowego, a na ministrze ON skończywszy. Mundur jest szczególnie widocznym elementem dla otoczenia, zresztą jak i inne, służbowe ubiory i szaty. To zobowiązuje do zachowania właściwego, przyjętego jako pożądana norma w cywilizowanym społeczeństwie. Etos jest zjawiskiem funkcjonującym bez względu na istniejący system polityczny, ekonomiczny, środowiskowy. Czasami jednak znajdują się politycy, którzy o tym zapominają lub w ogóle nie biorą tego pod uwagę.
W mojej ocenie, potwierdzeniem tego jest ustawa, potocznie zwana dezubekizacyjną, która nie ocenia ludzi według zasług i win, tylko stanowi formę odpowiedzialności zbiorowej. Można założyć, że wielu ludzi w kraju chciało i chce rozliczenia poprzedniego systemu, ale nie w takiej postaci. Właśnie wrzucenie wszystkich do tak zwanego jednego worka, bez rozsądzenia, kto winny, a kto niewinny, stanowi o charakterze represyjnym tej ustawy. Etosu raczej nie buduje się decyzjami, tworzącymi w sposób sztuczny, nienależne przywileje i uprawnienia, przykład mieliśmy w osobie Misiewicza, trudno mówić o budowaniu etosu służby mundurowej, gdy używa się żołnierzy jako ozdobnika pogrzebów hierarchów Kościoła katolickiego, polityków niezwiązanych z Ministerstwem ON, a w tym samym czasie, odmawia się takiej asysty byłym żołnierzom, którzy podczas swojej służby dowodzili wielkimi formacjami wojskowymi. Etosowi służby mundurowej nie służy zakazywanie udziału żołnierzy w WOŚP, zwłaszcza gdy żołnierze innych armii, stacjonujący w Polsce, biorą w orkiestrze czynny udział. Trudnym do akceptacji dla środowiska wojskowego jest także gloryfikowanie osób bardzo kontrowersyjnych, mimo wielu zastrzeżeń co do ich zasług i dochowania wierności przysiędze.
Jak takie przedsięwzięcia wpływają na atmosferę w jednostkach, czy, zdaniem pana generała, jest możliwa jakaś forma oporu wobec tego rodzaju działań forsowanych przez obecne władze?
Trudno ocenić, jak niektóre zadania stawiane dowódcom Jednostek Wojskowych, a niemające wiele wspólnego z codzienną służbą, regulaminami, programami szkolenia, wpływają na ogólną atmosferę w poszczególnych JW. Można się jedynie domyślać, że nie wszyscy żołnierze są z takich zdań zadowoleni. Jednakże żołnierz nie ma zbyt wielkiego wyboru, realizuje te zadania. Właśnie elementy etosu służby, zasada jednoosobowego dowodzenia, nie pozwalają na odmowę wykonania postawionych zadań. Wielu żołnierzy, szczególnie na wysokich stanowiskach, zrezygnowało z dalszej służby, gdyż nie do końca zgadzali się z niektórymi „błyskotliwymi" decyzjami co poniektórych ministrów ON. To są oczywiste straty dla armii, które są trudne do odrobienia w krótkim czasie. To jest też często widoczne zachwianie stabilności w funkcjonowaniu instytucji i jednostek wojskowych
Tradycyjnie wojsko wspierało Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy - do czasów przejęcia władzy przez PiS, Solidarną Polskę. Była to również znakomita forma promocji wojska. Kto podejmuje decyzję, czy dana formacja może uczestniczyć w WOŚP? Dlaczego w tym roku kolejny raz podjęta została decyzja, że żołnierze nie mogą wziąć udziału w Orkiestrze?
- WOŚP, jako wielka akcja charytatywna w czasach bardziej ustabilizowanych w armii, cieszyła się dużą popularnością, zarówno wśród braci żołnierskiej, jak i społeczeństwa, chętnie odwiedzającego zorganizowane punkty pokazowe. Dzieci, młodzież, a nawet dorośli wykazywali się wielkim zainteresowaniem wyposażeniem wojskowym, sprzętem, bronią strzelecką, przy okazji wyposażani w materiały promujące służbę wojskową. To nie mogło zniknąć nagle, tylko na podstawie decyzji ministra ON. Jestem przekonany, że także dzisiaj wielu dowódców, żołnierzy im podległych chętnie wzięłoby udział w orkiestrze dyrygowanej przez Owsiaka. Dla wielu z nich decyzja o wstrzymaniu żołnierzy od udziału w tej akcji charytatywnej jest niezbyt zrozumiała, a dla wielu wręcz bulwersująca. Decyzję pozwalającą na udział żołnierzy w WOŚP może podjąć jedynie minister ON, ale tak się nie stało. Jest to tym bardziej dziwne, że nie znalazłem żadnego racjonalnego uzasadnienia, mogącego wyjaśnić, dlaczego żołnierze nie mogą czynnie uczestniczyć w WOŚP.
Generał brygady w stanie spoczynku, Ryszard Wiśniewski jest rodowitym bydgoszczaninem. W trakcie służby wojskowej pracował m.in. w 16. pułku czołgów średnich w Słupsku, Dowództwie 8. Dywizji Zmechanizowanej w Koszalinie, Dowództwie Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy i Dowództwie 1. Korpusu Zmechanizowanego w Bydgoszczy, a po jego rozwiązaniu w Dowództwie 2. Korpusu Zmechanizowanego w Krakowie. W latach 2005-2006 dowodził 9. Brygadą Kawalerii Pancernej w Braniewie. Z tego stanowiska przeszedł do pracy w Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO w Bydgoszczy, gdzie pełnił obowiązki wiceszefa Centrum, a następnie został asystentem Szefa Sztabu w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Uczestniczył w misjach stabilizacyjnych w Iraku oraz trzykrotnie w Afganistanie, gdzie pełnił funkcję dyrektora ds. Wsparcia Treningu i Wyposażenia Afgańskiej Armii. Awans na stopień generała brygady uzyskał 15 sierpnia 2005 roku. Z czynną służbą wojskową pożegnał się w 2010 r.
https://bydgoszcz.wyborcza.pl/bydgoszcz/7,48722,28076697,general-ryszard-wisniewski-starych-zolnierzy-oburza-osmieszanie.html#S.main_topic-K.C-B.1-L.2.duzy